Mam duży problem z oceną tego serialu, bo z jednej strony dostajemy świetnie napisane postaci pod względem psychologicznym, ale z drugiej gdzieś tam w głowie ciągle kołacze się myśl, że to przecież sci-fi o podróżach w czasie, a temat jest potraktowany po macoszemu i zaczyna „działać” dopiero w dwóch ostatnich odcinkach. I wcale nie jest powiedziane, że powstanie 2. sezon.
Bo „Paper Girls” to na pewno serial pod kilkoma względami wyjątkowy – nie uważa, że traci czas na konstrukcję postaci, nie boi się tego i robi to dobrze. Pod tym względem przypominał mi „Yellowjackets”, zwłaszcza jeśli chodzi o odniesienia starsze/młodsze wersje bohaterek. 12-latki nie rozumieją, że czasem po prostu „życie się dzieje” i wszystkie plany czy marzenia ulegają zmianom. I dobrze, że nie rozumieją, nie muszą i nawet nie powinny. Uważają, że na tym etapie już doskonale wiedzą, czego chcą od życia, a lekcje (czy informacje), które dostają od swoich starszych wersji są trudne do przełknięcia niczym gorzki syrop. I to działa również dzięki świetnej obsadzie. Czuć chemię między przyjaciółkami, widz jest w stanie kupić to, że pomimo różnic są w stanie się dogadać. Dodatkowo dostają na tyle dużo czasu antenowego na przetrawienie pewnych treści, że zmiany w nich zachodzące również nie są czymś wymuszonym (metaforyczny Reagan jest super!). Niezależnie czy chodzi o swoją apatyczną starszą wersję czy orientację seksualną.
A później wkracza sci-fi i jest znacznie gorzej. Bo tu wjeżdża walka transformersów (całkiem zabawna, akurat), po chwili wszystko to, co związane z wojną o czas schodzi na dalszy plan, bo pojawia się pytanie „co robić, gdy w czasie podróży w czasie po raz pierwszy masz okres?”, ale stop, bo jeszcze wjeżdża Pimento z „Brooklyn 9-9” i to bynajmniej nie sam, bo z pterodaktylem (swoją drogą CGI nie jest mocną stroną tego serialu). Dzieje się bardzo dużo, a odcinki są krótkie (po 35-50 minut), nie są w stanie udźwignąć natłoku zdarzeń. Bo sam ludzki wymiar podróży w czasie jest okej, jeżeli ich logika gdzieś tam też jest przemycana. No ale niestety nie jest.
I to bardzo szkoda, bo przez to sypią się inne kwestie, jak budowanie nastroju czy dynamika zdarzeń. Więcej opowiadam w recenzji: https://youtu.be/yofHXkexDfQ
Trafnie napisane. Mi też podoba się ten psychologiczny wymiar 12latka i jej marzenia i ambicje kontra jej dorosła wersja, i twarde zderzenie z realiami życia. Super jest to napisane, a dialogi wygrane pięknie przez młode aktorki. Scena jak dziewczyny rozkminiają "Tampaxy" cudowna i pokazuje smutny obraz edukacji seksualnej. Co do VFX, to się nie czepiam, obecnie widzę, że jest taki trend silnej krytyki efektów specjalnych w produkcjach serialowych, zwłaszcza tych o niskich budżetach. Gawiedź jest rozpuszczona przez wielkie studia i produkty od MCU itd., a to przecież serial tv, nie wiem dlaczego ludzie oczekują fajerwerków rodem z "Konga i Godzilli". Młodzi nie znają, a starsi zapomnieli o serialach sci-fi z lat 90tych, czy wczesnych 2000tych i tamtych efektach :D
Cały wątek podróży w czasie faktycznie trochę uwiera, ale jeśli Brad Pitt &CO dadzą $$$ na kolejny sezon, to jest potencjał.
mówiąc szczerze za to perfekcyjne nakreślenie dekad i starszych wersji tych siks dałem ocenę, bo one często mnie głównie irytują tak jak część S-F serialu.
samo jednak pokazanie zmian myślenia w czasie jest genialne... a one niestety albo nad wiek dojrzałe, albo niepomiernie głupie.
jest to jednak zdecydowanie serial. ltóry mam nadzieję nie zniknie i będzie mieć rozwinięcie w kolejnym przynajmniej jednym sezonie.
jako stricte "historyczny" jest taką lepszą wersją Doktora Who, który od dłużzsego czasu niespecjalnie dba o oddanie klimatu danych epok ubarwiając je niemiłosiernie bzdurami.